0850.
Wyruszyliśmy spod Dęblina. Jednak nie zapomnieliśmy zabrać saperki. Trudno.
Dziś wiatr mamy w plecy. Był pomysł, żeby postawić foka, ale padł natychmiast, bo przecież płyniemy bez miecza. A dlaczego płyniemy bez miecza? A dlatego, że szybrowy jest, czyli taki wtykany pionowo od góry w skrzynkę mieczową, a nie obrotowy, jak to bywa na wypasionych jachtach. A jak ten miecz jest w kabinie, znaczy jak jest podniesiony, to malutka kabina jest automatycznie dzielona na dwie maluteńkie. A przecież na rzece nie da się pływać z całkowicie opuszczonym mieczem. Krótko mówiąc, z mieczem w kabinie byśmy rady nie dali. Więc miecz jeździ na fordeku, znaczy na dziobie, zaraz pod nieprzemakalnym worem żeglarskim Mikołaja.
Dziś rano jaskółki latały nisko. Znaczy, będzie padać. Jedna przeleciała nam nawet pod achtersztagiem, a raczej przeleciałaby, gdyby jacht był bardziej wypasiony i miał achtersztag. Swoją drogą, ciekawe, jak on się zachowuje w bagsztagu bez tej jakże zbędnej, by się zdawało, linki. Myślę, że Mikołaj wkrótce się tego dowie, jak zacznie żeglować po Zegrzu.
Widać elektrownię Kozienice.