Piękna jest Wisła. Wąska tam jest i szybka. W kilka chwil (tak z półtorej godziny) dociągnęliśmy do następnego promu. A tam na brzegu czekał Bodzio, żeby się upewnić, że dajemy radę. Dawaliśmy. Więc my popłynęliśmy dalej, a Bodzio ruszył też dalej, tylko że po lądzie. Ruszył po lądzie samochodem, a za samochodem ciągnęła się przyczepa. I tak do samej Warszawy. Teraz wiemy, że mu się udało, bo właśńie przyszedł esemes, że samochód Mikołaja szczęśliwie dotarł do domu.