A rano, jak się zebraliśmy, to dawaj w te pędy do Szczucina. Tam czekał na nas pan sprzedawca umówiony wcześniej przez Mikołaja. Miał samochód, miał przyczepkę i w ogóle. Wyciągnął łódkę z wody i coś tam w dnie jej pozalepiał. Potem można było płynąć, i to płynąć bez ciągłego wybierania wody (osiem wiader w dwie godziny).