Wyszliśmy ze śluzy na Żeraniu. Podróż psrzez Warszawę była po części rzewna, po części pouczająca. Miasto rodzinne widziane z nietypowego położenia. Ostatni raz byłem w Warszawie na wiśle 33 lata temu. Nic nie pamiętam, ale na pewno się zmieniła. Jak się jedzie Wisłostradą i człowiek patrzy na rzekę, to się wtedy myśli "ale by było fajnie". No to właśnie było fajnie.
Przy Grubej Kaśce, u wejścia do portu Wodociągów powitali nas Barti i jego kolega Włodek. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Włodek miał kiedyś łódkę P37. Nie wiemy, co to jest, ale zgadujemy, że 370 cm. Czyli można krócej, Mikołaju; wystarczy chcieć.
A na moście Kierbedzia Jurek stał z aparatem. Natrzaskał nam zdjęć - tak wynikało z jego ruchów. Pewnie się tam wykrzywiał do okienka jak nie wiem co. Ja się wykrzywiam, jak robię zdjęcia. Jurku, dzięki w imieniu Kapitana! Pierwsze zdjęcia jednostki z mostu.
Przed śluzą złożyliśmy maszt. Niepotrzebnie, jak się okazuje. I śluza i, jak na razie, wszystkie mostki na kanałku wysokie są.